Moje podróżowanie zawsze zamknięte
było w granicach Europy. Trasy dalekie odkładałam na później z braku czasu,
odpowiednich środków, lęków czy innych mniej lub bardziej błahych powodów. Aż
wreszcie nadszedł ten moment kiedy powiedziałam – Muszę, jak nie teraz to kiedy
! Dlaczego ? Żeby mieć świadomość jak wygląda Europa z innej perspektywy, żeby
mieć świadomość, że świat nie kończy się na Europie a dopiero zaczyna, żeby
dotknąć innego miejsca na ziemi i spróbować zrozumieć. Jeśli taką podróż
przeżyje się duchowo to zmienia ona człowieka … Pojechałam więc kameralnie na
tzw. private trip. Wybrałam Tajlandię, w której jeżdżący po świecie turysta
zapewne już był, więc to pominę i Kambodżę, prawdziwą wisienkę na torcie tej podróży.
To już było naprawdę egzotyczne, niektórzy łapali się za głowę , pytając - gdzie
jedziesz ???
Kambodża kojarzy się ciągle z
najczarniejszym momentem jej historii, całkiem niedawnym, z okresem Czerwonych
Khmerów, którzy to pod przywództwem Pol
Pota w ciągu czterech lat, od 1975 roku wymordowali 1,5 ludzi. Ludobójstwa na
wyjątkową skalę. Żyjący ludzie pamiętają ten okres. Również nasz przewodnik
Lee, dziś czterdziestolatek , jako dziecko został oddzielony od rodziców i
umieszczony w specjalnym obozie.
Najważniejszym miejscem w Kambodży,
obleganym przez coraz większe rzesze turystów, jest Angkor Wat, w pobliżu
miasta Siem Reap, czyli starożytne centrum khmerskiej cywilizacji, które od IIX
do XV wieku było ośrodkiem największego imperium w Azji Południowo-Wschodniej.
Miałyśmy szczęście tłumów nie było.
Chwilowe zachmurzenie, drobny deszcz trochę nas zmartwił, ale Lee powiedział –
deszcz jest dobry …
To największe na świecie dziś muzeum
archeologiczne pod gołym niebem nie sposób zobaczyć w jeden dzień. My miałyśmy
dwa i było to absolutne minimum. „ Nie można umrzeć nie zobaczywszy Angkoru” –
powiedział Somorset Maugham.
Pierwsze wrażenie ? Nierzeczywistość
w rzeczywistości. Szara potężna budowla już z daleka zadziwia finezją i
kunsztem. Po wejściu pojawia się plątanina korytarzy ze
ścianami fantastycznie ozdobionymi. Wszystko zachowane całkiem dobrze. Nie chce się wierzyć, że nagły upadek imperium w 14 31 roku szybko spowodował spustoszenie tego terenu i tak przez przeszło 400 lat do 1861 roku pozostały puste mury, dżungla i dzikie zwierzęta. Ponowne odkrycie Angkoru w II połowie XIX wieku otworzyło nowy rozdział w historii tego miejsca, choć wiele trudnych momentów w dziejach Kambodży miało dopiero nadejść.
Tą chlubę architektury khmerskiej w XIII wieku
zamieszkiwało milion osób, zbudowano wielkie miasto czyli Angkor Thom, który
powstał za czasów Dżajawarmana VII.
Wchodzimy od strony południowej. Węże
z głowami dew i asur strzegą głównej bramy, wokół przeogromny park, sztuczny
zbiornik, las. Po wytyczonych alejach
jeżdżą małe samochody, busy, tuk-tuki i rowery. Te ostatnie to
najpopularniejszy środek lokomocji w Kambodży. Miejscowi przygotowali dla
turystów mnóstwo kramików z lepszymi lub gorszymi pamiątkami, nie można opędzić się od sprzedawców, wśród których jest niemało dzieci. Bilet w formie identyfikatora ze zdjęciem od czasu do czasu sprawdzają kontrolerzy.
W Angkor Thon znajduje się niezwykła
świątynia Bajon z wieżami mającymi twarz
Dżajawarmany VII, utożsamiającego się
z Buddą, z czterech stron. Obok Bajonu jest
także 300-metrowej długości taras słoni przy którym odbywały się parady i defilady.
Teraz UNESCO dba, żeby ten proces zahamować, żeby uratować co się da z najpotężniejszej budowli cywilizacji khmerskiej.
Walka przyrody z człowiekiem trwa.
Wiele czasu można by jeszcze poświęcić temu miejscu, ale w pobliżu jest największe jezioro Indochin Tonle Sap, ciekawe jeszcze z innego powodu, poziom wody i powierzchnia zmieniają się w zależności od pory roku, a różnica wynosi nawet 10 metrów.
W części jest to atrakcja turystyczna,
ale ludzie też tu mieszkają, żyją na wodzie,
w szałasach, na tratwach.
także 300-metrowej długości taras słoni przy którym odbywały się parady i defilady.
Nasz przewodnik dba cały czas, żeby
unikać tłumów, zobaczyć co najważniejsze.
W tej części dżungla robiła swoje.
Wielkie konary drzewa kapokowego i korzenie figowców powoli toczyły walkę z murami wypierając je, oplatając, wręcz pożerając.
Teraz UNESCO dba, żeby ten proces zahamować, żeby uratować co się da z najpotężniejszej budowli cywilizacji khmerskiej.
Walka przyrody z człowiekiem trwa.
Uruchamiam wyobraźnię, nie mogę
uwierzyć, że tu jestem …
Wiele czasu można by jeszcze poświęcić temu miejscu, ale w pobliżu jest największe jezioro Indochin Tonle Sap, ciekawe jeszcze z innego powodu, poziom wody i powierzchnia zmieniają się w zależności od pory roku, a różnica wynosi nawet 10 metrów.
W części jest to atrakcja turystyczna,
ale ludzie też tu mieszkają, żyją na wodzie,
w szałasach, na tratwach.
Jest szkoła sklep, komunikacja.
Woda
jest brunatna, mętna, są krokodyle na farmie, lokalne przysmaki.
Kobieta trzyma dziecko na kolanach i
cierpliwie wyciąga z głowy wszy…
Inny świat, inne życie.
Po godzinie jesteśmy z powrotem w
naszym czterogwiazdkowym,
klimatyzowanym hotelu Dziesiątki takich powstały tu w
ostatnich latach.
Czujemy się mało komfortowo, my po tej lepszej stronie…
Czy nam się to należy, czy to jest
sprawiedliwe ? Miasto Siem Reap, ze
względu na bliskość Angkoru, jest
teraz w Kambodży najpopularniejsze.
Szybka rozbudowa bez planowania
wprowadziła nie lada chaos.
Żeby się w tym połapać wynajmujemy
miejscowego Tuk-tuka na
przejażdżkę. Przed jednym z budynków kłębi się tłum
ludzi. Lee tłumaczy
że to jeden z dwóch szpitali dwóch szpitali dziecięcych w kraju wybudowany przez
sponsora ze Szwajcarii.
Nie jest tajemnicą, że stan służby zdrowia w Kambodży jest
katastrofalny.
Mijamy kramik z butelkami wypełnionymi dziwnym płynem. To miejscowy Johnie
Walker śmieje się Lee.
Przed restauracją domek dla duchów o przychylność których należy zabiegać, żeby zapewnić sobie szczęście w życiu doczesnym.
Tam pulsuje życie i handel, również najeść można się niedrogo i smacznie, no może z wyjątkiem straganów,
Dałyśmy się wkręcić, to stacja benzynowa.
Przed restauracją domek dla duchów o przychylność których należy zabiegać, żeby zapewnić sobie szczęście w życiu doczesnym.
Zajeżdżamy też do
bardzo wytwornego sklepu z jedwabiem, biżuterią i innymi luksusami, ale najbardziej swojsko jest na ulicach.
Tam pulsuje życie i handel, również najeść można się niedrogo i smacznie, no może z wyjątkiem straganów,
gdzie sprzedaje się szarańczę na wagę
lub inne robaki. Jest też słynna Pub Street,
na której serwują drinki wszelakie. Życie tętni
do późna,
przekraczając drzwi naszego hotelu, znów wracamy do innego świata, a z dachu
na którym jest
urokliwy basen spoglądamy na miasto – nierzeczywistą
rzeczywistość.
Co po powrocie ?
Wdzięczność, że żyję tu i teraz, mnóstwo refleksji oraz rozbudzony apetyt aby
spojrzeć na świat znów z innego punktu na ziemi. Naprawdę warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz