Lizbona jest tym miastem, które ma klimat, urok, nie męczy, nie jest zadeptane przez masy turystów, oczarowuje, wciąga w swoje zakamarki. Położona na wzgórzach opada ku wielkiej rzece Tag, która opodal wpada do oceanu.
To miasto jest inne od reszty europejskich stolic, pozwala zatrzymać się na chwilę i przyglądać rzeczom gdzieindziej niemożliwym do zobaczenia, ot choćby uliczny pucybut , sklepy jak nie z tego świata, kawiarnie z wyjątkową brazylijską kawą, zabytkowe tramwaje, najdziwniejsza w Europie winda Santa Justa, kafelki fajansowe- azulejos i wszechobecna muzyka fado.
Lubię bardzo deptak Rua Augusta w samym sercu miasta, który przypomina o tym jak markiz Plombal nie stracił głowy po trzęsieniu ziemi i podniósł miasto z ruin. Stworzył zupełnie nowy fragment miasta, bardzo ciekawy urbanistycznie, czytelny, prosty i elegancki, który kończy się wielkim placem Comercio nad Tagiem. Po drugiej stronie rzeki na wzgórzu ogromna figura Chrystusa Króla, ta sama, która jest w Rio de Janeiro, a przy niej wiszący most 24 kwietnia, pierwszy jaki tu pobudowano w latach 60-tych. Będąc już na brzegu czuje się już podmuch oceanu, który łączy się z rzeką kilka kilometrów dalej w dzielnicy Belem.
Dzielnica ta związana jest z wielkimi odkryciami geograficznymi, które rozpoczął Henryk Żeglarz / 1394-1460 / i dlatego stoi na czele karaweli Pomnika Odkrywców, obok Magellan, Vasco da Gama i wielu innych. U podnóża wielka mapa odkryć geograficznych, które przyniosły Portugalii ogromne bogactwo. Naprzeciwko znajduje się klasztor Hieronimitów. Jeśli architektura to muzyka zamknięta w kamieniu, to tutaj jest to muzyka wyjątkowa. Styl manueliński od Manuela I pełen jest wyrafinowanych i subtelnych zdobień. Takiego stylu nie ma nigdzie, tylko tu w Portugalii wielkie morskie wyprawy zainspirowały architektów do przeniesienia elementów morskich do ozdób murów, krużganków, kolumn, fasad, portali. Znajdziemy więc muszle, morską roślinność, ryby i inne żyjątka, okrętowe liny, kotwice …