obsługa grupy

obsługa grupy

czwartek, 8 września 2016

Tajemnicza Bretania



Bretania to chyba najbardziej tajemniczy region Francji i najmniej francuski. Do V wieku była to Armoryka, potem odrębna Bretania, która francuska stała dopiero w 1532 roku.
Korzenie są celtyckie, celtycka jest muzyka, legendy, święci, kuchnia, tradycje, folklor … 
Niezwykłe są też krajobrazy i kontrasty światła, bogata i różnorodna natura. A wszystko wtopione w morze i ocean, owiane wiatrem, spowite często mgłą. Stojąc na urwistym klifie, których tu sporo, spoglądając w dal, ma się niewypowiedziane uczucie wolności. W każdym razie nie sposób pozostać obojętnym.
Podróż po Bretanii rozpoczyna się od słynnego Mont St. Michel o którym słyszał niemal każdy, stąd ilość turystów jest zniewalająca. Dalej jest już dużo lepiej … region odsłania przed nami, co niespełna kilkadziesiąt kilometrów, swoje nowe niezwykłe oblicza, a wszystko z wyjątkowo efektownym zjawiskiem pływów morskich w tle, największych w Europie.
Bretońskie wybrzeże od St. Malo do Carantec jest bardzo modne, wiele rodzin francuskich, także tych najbogatszych ma tu swoje dyskretnie ukryte domy. Trudno się dziwić, przyroda dziewicza, przestrzeń i spokojni mieszkańcy. Jadąc od strony St. Michel warto zatrzymać się w Cancale, miasteczku będącym dziś ostrygowym zagłębiem. Bardzo to dla nas egzotyczne smakowanie … 

Dalej już Pointe du Grouin 
ze wspaniałymi widokami i znajdującym się w oddali St. Malo. 
Miasto otoczone jest średniowiecznymi murami obronnymi, choć zabudowa w środku to prawie całkowita rekonstrukcja zbombardowanego w sierpniu 1944 miasta. Mimo to historia przeżyła i nadal wspomina się w nim korsarzy, nie mylić z piratami, romantycznego pisarza Chauteaubrianda, czy odkrywcę Kanady, podróżnika Jacques Cartiera. Spacer po murach jest niezapomniany i pozwala na obserwację spektakularnych przypływów i odpływów morza. Można przejść suchą stopą do pobliskiego Fortu lub słynnej Grand-Be gdzie spoczywa Chateaubriand lub pozostać odciętym od lądu na kilka godzin w czasie przypływu. Miejsce to stało się inspirujące dla innego twórcy, autora bestselleru  „Światło, którego nie widać” Anthony’ego Doerr.
Jadąc dalej dotrzemy na Le Cap Frehel z 72 metrowymi klifami i latarnią morską mającą 94 metry wysokości. To miejsce oglądałam spowite gęstą mgła, ale Bretania bez mgły nie istnieje, pogoda jest zmienna i tu też szybko odsłoniła pobliski Fort la Latte – średniowieczny zamek obronny, w pobliżu którego stoi prehistoryczny menhir, a takich pamiątek w Bretanii jest całe mnóstwo.
Za 2 godziny krajobraz znów się zmienia, na horyzoncie Wyspa kwiatów i różowych skał Brehat. To początek tzw. wybrzeża różowego granitu, gdzie przedziwne skały można oglądać choćby w kurorcie Tregastel, nazwy też zaskakujące : korona króla, paleta malarza, sosjerka, stos naleśników itd. Takiego wybrzeża nie widziałam jeszcze w Europie …

 Niezwykłe skały ciągną się aż po jedną z najpiękniejszych tu zatok Morlaix. A w Carantec plaże iście karaibskie i puste !!! Dlaczego, a dlatego, że tysiące lat temu panował tu zupełnie inny klimat, tropik i przy odpływach morze do dziś odsłania tak fantastyczne miejsca.
Będąc w Bretanii chyba każdy szuka tzw. zespołów parafialnych, unikalnego wyrazu sztuki bretońskiej, pochodzących najczęściej z XVI wieku. To przykościelne rzeźby przedstawiające różne historie najczęściej biblijne połączone z życiem miejscowych świętych. Misternie wyrzeźbione tworzą kamienne arcydzieła. Mamy cały szlak kościołów z kalwariami, ale najbardziej znane znajdują się w Guimiliau, Lampaul Guimiliau, Thegonnec, Pleyben.
W kościołach znajdują się też bardzo ciekawe zdobienia, często związane z lokalnymi świętymi , których jest cala plejada na czele z patronem Bretanii, prawników i biedaków Świętym Yvem.
Przejeżdżając do części południowej Bretanii dotykamy oceanu. Najbardziej spektakularnym miejscem jest na pewno Pointe du Raz najbardziej na zachód wysunięty przylądek Bretanii . Jest to miejsce magiczne, często we mgle, ze wzburzonymi falami i wiatrem. 

Tym razem pogoda dopisała i bardzo wyraźnie była widoczna pobliska latarnia morska i maleńka wysepka Sein, na której niemal odciętych od świata mieszka 250 osób. W tak trudnych warunkach mają jedną pociechę , nie płacą podatków co mają zagwarantowane od czasów Ludwika XIV. Z tego miejsca widoczna jest także Zatoka umarłych. Jak głosi legenda to z niej wywożone były łodziami ciała topielców na pobliską wyspę, a ich dusze wracały/ wracają  tu zawsze w zaduszki…
W takiej atmosferze miejscowi wierzą w ducha Ankou, kościotrupa z kosą, który gdy pojawia się we mgle o zmroku wzbudza grozę, bo oznacza to, że zabierze wybrane ofiary skrzypiącym, starym wózkiem w otchłań.
Pobliskim i niezwykle urokliwym portem rybackim jest Concarneau, z największymi przeładunkami tuńczyka w Europie. Na wysepce położona jest zabytkowa część tego miasteczka z bretońskimi domami, sklepami z pamiątkami i rozbudowaną gastronomią. Jedzenie także w tym regionie to podstawa, dominują na przeróżne sposoby przygotowane naleśniki popijane cydrem, 

a miłośnicy ryb i owoców morza mają nieprawdopodobny wybór, który zaspokoi najbardziej wymagających.  
Z Concarneau można wypłynąć na ocean, kuszące są choćby pobliskie Glenany. Tym którzy chcieliby bardziej wczuć się w atmosferę tego miejsca polecam książkę autorstwa Jean-Luca Baunalec  „Sztorm na Glenanach”.
Na pewno chce się tu jeszcze wrócić, bo to dopiero niektóre miejsca i wątki tajemniczej Bretanii. Wrócić bez pośpiechu …

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz