obsługa grupy

obsługa grupy

wtorek, 28 lipca 2015

Zatoka Mont Saint Michel - nie do uwierzenia, do zobaczenia ...



 Zatoka Mont Saint Michel w zachodniej Francji jest miejscem wyjątkowym, a ponadto idealnym na slow travel i slow food. W połowie należy do Bretanii , w połowie do Normandii, a na granicy tych dwóch niezwykle interesujących regionów znajduje się rzecz nadzwyczajna, cud prawdziwy – Tzw. Merveille – czyli wzgórze Mont Saint Michel z klasztorem postawionym ku czci Archanioła Michała.


O tym miejscu słyszał niemal każdy, w końcu ilość turystów przemierzających wąską średniowieczną uliczkę, żeby dotrzeć na szczyt tego cudu, wynosi przeszło 3 miliony rocznie. Historia związana jest z kultem św. Michała, budową klasztoru od VIII wieku i dalszą rozbudową aż po XX wiek. Na płaskim terenie wyłaniająca się góra z klasztorem na szczycie i morzem wokół robi wrażenie. Gdyby tylko nie ten tłum… Ale można to obejść.  Trzeba tylko wybrać się tam  późnym wieczorem, podziwiać przy okazji magiczne oświetlenie i spacerować o północy po pustych, średniowiecznych zakamarkach. Naprawdę warto.
Masowy turysta jedzie zaraz gdzieś dalej, a Mont Saint Michel to dopiero początek przygody. Zatoka ma  3.500 km2 powierzchni i 100 km linii brzegowej, ale przede wszystkim to teren największych przypływów i odpływów morza w Europie i jednych z większych na świecie. W okresie tzw. grande mer / dużego morza / a tak jest 53 razy w roku, morze wycofuje się 14 km i powraca z szybkością galopującego konia !!! Wahania poziomów dochodzą nawet do 15 metrów. To naprawdę niesamowite. Nawet przy tzw. niskim morzu różnice są bardzo duże i niebezpieczne. Cykl uzależniony od ustawienia słońca i księżyca, jest półdobowy i powtarza się co 12 godzin i 27 minut, czyli w ciągu całej doby morze odchodzi i wraca, znów odchodzi i znów wraca.  Fascynujące !!!

Odpływ morza


Stoimy na brzegu i na naszych oczach woda znika. 
 Można, choć to niebezpieczne, podążać za znikającym morzem, które odkrywa przed nami ciekawe dno, pełne muszli, krabów, wodorostów i innych morskich żyjątek. Idziemy po miękkim podłożu kilometr, dwa, trzy… do przodu. Ale uwaga na rozpoczynający się przypływ, wtedy nagle pojawią się strumyki wody pędzące do przodu, a woda wypełza dosłownie z pod ziemi. Nieuważny spacerowicz może zostać  odcięty od lądu, zapaś się w mule jak w bagnie, bez odwrotu. Godziny i minuty pływów precyzyjnie są wyliczone co pozwala zachować bezpieczeństwo. Przez wieki setki nierozważnych osób pochłonęło morze i dziś jest to też możliwe…   

Ostrzeżenia przed niebezpieczeństwem

Zjawisko to bardzo dobrze można zaobserwować w urokliwym porcie Granville. Zejście do statku, który wypływa tylko o określonej godzinie to kilkanaście metrów. Po 1,5 godzinnym rejsie po zatoce po schodach nie trzeba już wchodzić, morze wróciło …
Po tych pasjonujących obserwacjach czas na smakołyki tzn. małże i ostrygi. Tu w zatoce jest ich naprawdę dużo, świeże i przepyszne. Ostrygowym zagłębiem jest Cancale – miasteczko które od 1545 roku posiadało tytuł królewskiego dostawcy ostryg. Znane na całym świecie tu są najlepsze, najświeższe i najtańsze. Od XIX wieku rozpoczęto hodowlę, gdyż naturalne zasoby były już niemal w całości wyczerpane. Ostrygi to delikatne, pełne w smaku i pachnące morską wodą mięso w muszli. Trzeba je zjadać żywe po skropieniu cytryną…w przeciwnym razie zatrucie murowane. W ciągu kilkunastu dni, w specjalnych pudełkach, trafiają jako rarytas na stoły Francji i całego świata.   

 
Dziś specjalne hodowle obejmują 365 hektarów z 250 koncesjonowanymi hodowcami, którzy w skali roku produkują 4.000 ton ostryg. Imponująca liczba !!! Zwyczajowo, w Cancale, ostrygi kupuje się na straganie, po 12 sztuk. Sprzedawca specjalnym urządzeniem otwiera  muszle i wkłada prosto na talerz. Do tego cytryna, białe wino i uczta gotowa.   
Zjadanie ostryg w Cancale, w tle hodowle podczas odpływu
Smakowite małże podaje się w specjalnych garach
   Cena uzależniona jest od numeru, czyli wielkości muszli. Wrażenia ? Hmmm … zdecydowanie wolę małże, ugotowane w białym winie z odrobiną śmietany są bardzo smakowite. 
Krabów i homarów również tu dostępnych nie próbowałam …
Z łagodniejszych przysmaków na nasze żołądki polecić można wszechobecne naleśniki z mąki gryczanej , tutaj znane jako galettes. Serwowane są zarówno na słodko jak i słono. Pyszności !!!

Po jedzeniu spacer na wysunięty w morze cypel Pointe du Grouin. Wysoki, kamienisty klif oferuje fantastyczną panoramę na zatokę i Szmaragdowe Wybrzeże.
 
Reasumując :) dla miłośników slow travel i slow food przygotuję w przyszłym roku kameralną grupę do Normandii i Bretanii, zainteresowanych zapraszam już dziś.



niedziela, 5 lipca 2015

Coś dla miłośników motoryzacji.

Francja to kraj, który oferuje mnóstwo atrakcji. 22 regiony warte są 22 osobnych podróży i każda z nich będzie odkryciem wyjątkowym. Wybór trudny.

Przejeżdżając wielokrotnie francuskimi autostradami spoglądałam na tablicę Miluza /Alzacja / bez większych emocji. Miasto bardziej przemysłowe niż turystyczne nie zajmuje wiele miejsca w przewodnikach. A jednak ...



Centrum Automobilizmu znalazło się w programie przy szczegółowym objeździe po Alzacji. Samochody oglądać – po co ? Większość uczestników wycieczki to były panie zdecydowane wręcz zrezygnować z tego punktu programu. Wierząc jednak rekomendacji niezawodnego przewodnika Michelin przekonałam wszystkich – idziemy.

Już samo wejście, uruchomione w 2000 roku po modernizacji całego obiektu, wygląda imponująco. To największe muzeum samochodów na świecie – 400 modeli na powierzchni 25.000 m2. Wchodzimy i już w pierwszej minucie przeżywamy olśnienie. Największa sala ekspozycji dawnej fabryki tekstylnej to 17.000 m2 przyozdobionych replikami lamp z najpiękniejszego paryskiego mostu Aleksandra III i historia motoryzacji od 1878 roku do czasów współczesnych.
 
 
Samochody jak z bajki, wspaniale wyeksponowane / w tym Francuzi są naprawdę dobrzy /. Dalej kolejna niespodzianka czyli samochody wyścigowe, znów pełna gama w przekroju historycznym pokazana na zaaranżowanym torze wyścigowym.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 I wreszcie sala najważniejsza czyli najbardziej luksusowe samochody lat 30-tych, w tym słynne Bugatti Królewskie. Bugatti to zresztą ulubiona marka Fritza Schlumpf’a, który wszystkie te cacuszka tu zgromadził. Takie miał hobby i tylko w latach 60-tych wydał 12 milionów franków na zakupy samochodów. Potrafił kupować po 40 samochodów naraz. Był zamożny, wraz z bratem w latach 1936-1976 stworzył prawdziwe imperium tekstylne. Kilkanaście fabryk, w tym i ta w Miluzie, było ich własnością. Nadeszły jednak lata 70-te i kryzys w tej branży, Najpierw strajki, potem upadek fabryki, długoletnie procesy także o defraudacje i nie zapłacone podatki spowodowały, że bracia Schlumpf schronili się w Szwacjarii, a kolekcję samochodów skonfiskowano. Decyzją sądu kasacyjnego władze lokalne w 1982 roku zapłaciły za samochody 44 miliony franków i tak powstało muzeum. Co ciekawe gdyby samochody sprzedać na aukcjach można by uzyskać 325 milionów franków !!!
 
  Kolekcja Schlumf to także podróż w czasie, lekcja historii, samochodowe dzieła sztuki obok których nie można przejść obojętnie : Bugatii, Mercedes-Benz, Rolls-Royce, Ferrari, Alfa-Romeo, Porsche itd., itp…

A ilość zrobionych zdjęć to 1/3 z całej wyprawy do Alzacji … Naprawdę warto to zobaczyć.